W XIII edycji Figurkowego Karnawału Blogowego "budujemy nowy dom". Jednak w Mordheim, stanowiącym tematyczną oś mojego bloga, o nowe domy trudno. Po pierwsze, w miasto pieprznęła kometa, więc wszystko jest zwalone i spalone. Po drugie, nienaruszone budynki są nudne i cholernie mało grywalne ;)
W pierwszej części karnawałowego wpisu będzie o kilku regułach, którymi kieruję się tworząc makiety do Mordheim i o materiałach, których zazwyczaj używam. Proces technologiczny przedstawię na przykładzie nieskomplikowanej architektonicznie, zrujnowanej kamienicy.
Przemyślenia głównego architekta
Gra w Mordhiem wiele zyskuje, gdy stół jest suto zastawiony miejską zabudową. Zyskuje jeszcze więcej, gdy spełnia ona kilka zasad. Projektując domki, staram się żeby:
- dało się je wykorzystać w grze do uzyskania przewagi nad przeciwnikiem (tj. by były grywalne),
- obiekty były wystarczająco zrujnowane, żeby dało się łatwo manipulować figurkami na wszystkich kondygnacjach,
- piętra poszczególnych budynków miały podobną wysokość - tak, by przerzucane między nimi kładki nie były zbyt ostro nachylone (bo inaczej ludki się staczają),
- kondygnacje były wystarczająco niskie, by nie przekreślać w oczach graczy szans na udany zeskok (Co przekłada się w mojej ocenie na wysokość nieprzekraczającą 4 cali),
- na stałe wbudować schody, linę bądź drabinę, po której ludki mogą wchodzić na wyższe piętra.
Paleta materiałów, z których buduję mordheimowe domy, zmienia się dynamicznie z budynku na budynek. Stałymi punktami programu są obecnie:
- pianka architektoniczna grubości 5 mm (nie odbiegająca chyba zbytnio od tego, co w anglojęzycznych źródłach nazywane jest foamboardem),
- arkusz 1,5-milimetrowego PVC,
- balsa (taka płaska),
- klej polimerowy.
Zazwyczaj, szczególnie zaś przy bardziej skomplikowanych konstrukcjach, zaczynam od naszkicowania ogólnego rzutu na budynek (takie izo w odwróconym rzucie dimetrycznym skośnym - dzięki, koyoth) oraz siatki ścian i podłóg do wycięcia z pianki.
Od czasu, jak zachłysnąłem się ideą domów modułowych, które można spłaszczać w transporcie, uwzględniam tu puzlopodobne wypustki. Choć "domki z teczki" okazały się ślepym zaułkiem technologii, przyzwyczajenie pozostało. Tłumaczę sobie, że dzięki temu rozwiązaniu łatwiej utrzymać poziom i wszystko pokleić. W praktyce wygląda to tak, że robię w ścianach prostokątne otwory 5x10 mm, a w podłogach poszczególnych kondygnacji komplementarne wypustki i składam jedno z drugim.
Celem wyłapania błędów w projekcie, uporządkowania materiału i jego archiwizacji, szkic odwzorowuję następnie w programie do składania schematów blokowych. Kończy się to PDF-ami takimi jak tu: [siatki] [siatki z wymiarami].
Stworzoną w ten sposób siatkę ścian i podłogi odrysowuję na piance architektonicznej, dbając o kąty proste dzięki garści ekierek ;)
Wycinam:
Na razie nie kleję, żeby nie utrudniać sobie malowania i dorabiania ozdóbek. O tym już w następnej części :)
Już widać efekt twojej pracy. Teraz tylko pomalować i będzie piknie :)
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowo :) Niestety okazało się, że do malowania jeszcze daleka droga ;) Ale za to będzie piknie :P
Usuń