czwartek, 26 stycznia 2017

FKB XXIX: Mordheim/Warheim Dregs (opowieść)

Choć zostały pomalowane niespełna miesiąc temu, Dregi ze świty Wolfa zdążyły zapracować na dwie historie. Pierwsza to mit założycielski grupy. Najwcześniej, bo w lutym 2011 r. trafił do mnie Bones. Potrzebujący wówczas solidnej kąpieli Bags dołączył do niego latem 2014 r. Jako trzeci - i najmniej początkowo lubiany - na początku 2015 roku do szuflady wstydu dorzucony został Briss. W międzyczasie założyłem bloga, pomalowałem Wampira, Nekromantę, Ghoule i Dire Wolfy. Swojej kolejki doczekały się nawet Zombiaki. A Dregi wciąż leżały nietknięte. Potrzeba było dopiero turnieju Warheim Fantasy Skirmish, bym zmotywował się do ich pomalowania.

Jako swego rodzaju ukłon w stronę głównego organizatora imprezy, odzież Dregów pomalowałem zgodnie ze schematem kolorystycznym zastosowanym przezeń na Wampirze, którego otrzymałem w ramach Świątecznej Wymiany Figurkowej :) (lniana koszula, spodnie w biało-niebieskie pasy)

Druga historia dotyczy losów chłopaków na samym turnieju (i możną znaleźć ją pod obrazkami) :)



Bones zawsze był inny. Jak bardzo, okazało się dopiero podczas ucieczki z Gór Środkowych. Gdy mieszkańcy Pcinia Dolnego powiązali obecność świty Naszego Pana z przypadkami zaginięć i nienaturalnej utraty krwi, trzeba nam było zebrać zgromadzone kosztowności i ruszyć w drogę.

Kiedy załadowaliśmy do powozu skrzynie ukryte dotychczas w pobliskim borze, na trakcie pojawił się wrogi nam oddział elfów. Wtedy też Bones pokazał, na co go stać. Gdy przeciwnicy go stratowali, otrzepał tylko kurz i wywijając nieodłączną kością ruszył do walki z leśnymi demonami. Utorował drogę naszej karecie i wyszliśmy z utarczki bez strat.

Dzień jazdy później przyszło nam przeprawić się przez rzekę. Słyszeliśmy oczywiście pogłoski o olbrzymim trollu strzegącym mostu. Jednak ze względu na Naszego Pana, nie mogliśmy skorzystać ze znajdującego się opodal brodu. Gdy już mieliśmy nadzieję, że potwór to jedynie legenda, bestia wychynęła spod mostu, plując wrzącym jadem. Meister Lazarou ledwie przeżył kontakt z obrzydlistwem. Znów jednak do akcji wkroczył Bones. Ciosem w skroń pozbawił strażnika przytomności. Potwór, który dotąd wydawał się niezniszczalny, runął na ziemię stając się łatwym celem dla naszych ataków.

Wszystko zaczęło się komplikować, gdy dwa dni później świat spowiła gęsta mgła. Nie widzieliśmy nawet czubków własnych nosów. Nasz Mistrz użył mocy, by pod postacią nietoperza zbadać teren przed nami. Gdy długo nie wracał, a nam zdało się, że słyszymy w oddali szczęk żelaza, ruszyliśmy z odsieczą. Należało jednak zostawić tę sprawę Hrabiemu. Mimo liczebnej przewagi wrogów, radził sobie doskonale. Nie można niestety powiedzieć tego o nas - jego świcie. Wynurzające się raz po raz z mgły straszliwe jaszczury szarpały nas z zimną determinacją. Pod ich naporem zginął nieodżałowany Bags. Poległy także podążające za Naszym Panem wilki i Ghoule. Wydostaliśmy się z Doliny Śmierci zdziesiątkowani.

W takim stanie zastał nas Strigoi Areo wraz z nieodłączną Strigoicą. Doszło do nieuniknionego zwarcia wampirzych lordów. Tłem konfrontacji nadnaturalnych potęg było wykrwawianie moich towarzyszy przez potworną strzygę. Nic nie mógł tu zaradzić nawet szalony Bones i jego szczęśliwa kość.

14 komentarzy:

  1. Jakbym gdzieś już to widział ;) Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne podejście do tematu. Zawsze możesz opowiadać, że "Przecież to się wydarzyło naprawdę !" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I rzeczywiście tak było! Nie dalej niż tydzień temu!

      Usuń
  3. Ach, historie z turniejów. Moje były w większości żałosne (pod względem powodzenia drużyny), ale dobry raport nie jest zły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, przyjemna opowiastka nie powiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa historia. Piknie chłopaki wyglądają razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przystojni nie są, ale przynajmniej umundurowani!

      Usuń